Rozdział 9. Nie cierpię snów. /Hazel/
Myślałam że dam sobie radę na tym statku po raz drugi. Myliłam się. Co kilka minut biegałam do burty, lub do łazienki i odczuwałam skutki choroby morskiej. Odkąd dziewczyny poszły za tym całym T.J.’em nie spędzaliśmy razem czasu. Leo siedział i znów coś budował, Harley mu pomagał, Nico jak gdyby nigdy nic siedział wysoko na linach pod pretekstem wypatrywania niebezpieczeństw, no ale i tak wszyscy wiedzieli, że chciał być jak w sumie zawsze, sam, bez kogoś kto siedziałby mu nad głową. Will z Amandeą na zmianę szukali wiadomości o tej całej krowie, a w wolnym czasie próbowali zwołać kogokolwiek do mesy aby zrobić coś razem. Byłam im za to wdzięczna, chciałam na nowo zmienić załogę Argo II w małą, ale kochającą się rodzinkę. Teraz jedyne co mogłoby nas połączyć to kłopoty. Mimo, że dochodziła czternasta, położyłam się na łóżku.
– Właśnie dobrowolnie, z mojej decyzji, będę ofiarą snów.
Zamknęłam oczy i od razu odpłynęłam.
Nic nie widziałam, w okół mnie była tylko ciemność. Usłyszałam kroki i otwieranie drzwi, po chwili zapaliło się światło. Rozejrzałam się po pokoju. Białe ściany, drewniane meble, po podłodze wiły się rysunki potworów morskich i postaci wyglądających jak olbrzymy. Moją uwagę przykuła stalowa klatka, przyjrzałam się i chciałam krzyknąć. Niestety głos odmówił mi posłuszeństwa. Próbowałam się ruszyć ale moje nogi były jak zatopione w podłodze. Kiedy się uspokoiłam, musiałam przyzwyczaić się do wiadomości, że Annabeth, Laurel, Holly, jakiś blondyn i ciemnoskóry chłopak siedzą w wielkiej klatce, a nad nimi pochyla się wielki olbrzym. Nie ciekawie. Czułam, że sen jest dziwnie niestabilny, musiałam się wysilać aby się nie obudzić. Ręka olbrzyma powędrowała do zamka klatki, powoli otworzył drzwiczki, po czym złapał Annabeth i podniósł. Dziewczyna krzyczała, biła pięściami ale nic nie osiągnęła. Olbrzym ruszył w moją stronę ciężkimi krokami. Uniósł stopę i mnie zgniótł. “Super, zdeptana we śnie” pomyślałam. Ciemność znów mnie pochłonęła.
Obudziłam się na podłodze z głową przyciśniętą do krzesła stojącego obok łóżka. Obróciłam się i ciężko odetchnęłam, nie miałam lepszego humoru niż przed snem. Był wręcz gorszy. Moi przyjaciele są, lub będą w niebezpieczeństwie, a ja nie mogę nic zrobić.
– Hazel?
Dotarło do mnie, że nie jestem sama.
– O! Hej Nico. Jak leci?
– No tak jakby zaraz nie będziemy mieli lekarza na pokładzie, ale tak poza tym to spoko. Kazali cię zawołać.
– Z tego co rozumiem to Solace właśnie wypada w zwolnionym tempie z pokładu lub palący się Leo go ściga.
– Bardziej wisi na linie za burtą. Ale Leo się zdenerwował i ręce w których trzymał linę mu się zapaliły no więc Leo też się pali.
– Okej, idziemy się pobawić w przeciąganie Willa.
Wyszliśmy z kajuty i skierowaliśmy się w stronę górnego pokładu. Nico od razu odbiegł na swoje miejsce przy linie. Widok był dziwny. Harley oparł się nogami o burtę i ciągnął linę, za nim mój brat bez większego entuzjazmu trzymał sznur, potem syn Hefajstosa trzymał już prawie całkowicie sfajczony kawałek liny. Muszę przyznać, że ucieszył mnie ten widok, nareszcie robili coś razem. No, może trochę bezskutecznie ale jednak. Wyjrzałam za pokład i zobaczyłam Willa wiszącego do góry nogami z rękoma złożonymi na piersi. Chyba nie był zadowolony. Nad całą liną i Willem unosiła się zielono różowa mgiełka. Z boku gromadki stała Amandea z rozłożonymi skrzydłami, długimi włosami w których miała wplecione niebieskie kwiaty, ubrana w białą sukienkę do ziemi z błękitnym pasem. Na szyi wisiał jej delikatny łańcuszek z diamencikami. Cała suknia była na ramiączka i miała lekko karbowany dół. Widziałam już wiele bogiń ale żadna jej nie dorównywała. Śpiewała coś w rodzaju : “Lino unieś się, oddaj przyjaciela mi. Dam Ci nowe zastosowanie, Leonowi przydasz się. Unieś się proszę, wierzę w siłę twą.” Miała trochę zszokowany wyraz twarzy. Odepchnęłam Leo i chwyciłam sznur. Pociągnęłam z całej siły, musiałam jeszcze raz, i jeszcze kilka razy. Aż w końcu Solace wlazł na górę.
– Jak ty to zrobiłeś? Ja mam osiem lat i wiem, że nie należy zwisać na linie z lecącego statku.
– No więc, szedłem sobie żeby zanotować naszą lokalizację…
– Nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy coś do omówienia. Więc wszyscy do mesy! Już, już już.
Szybko oddaliłam się, przecież wiedziałam co robię. Muszę tylko opowiedzieć ten sen, tak jak robili to inni na wcześniejszej wyprawie. No a potem podjąć dalsze działania które pomogą nam zlokalizować kto jest przeciwnikiem. Zupełnie jak Annabeth. Dam radę, dam radę, wszystko będzie dobrze. Wrócę do Obozu Jupiter, i znów spokojna usiądę na pretorskim krześle. Ogarnij się! Prawie uderzyłam w drzwi, na szczęście w ostatniej chwili się ogarnęłam. Usiadłam przy stole i popatrzyłam na zebranych. Dla nas, półbogów, rzadkością jest widzieć wszystkich przyjaciół razem zdrowych i gotowych.
– Miałam sen. I był zły.
– Tego akurat mogliśmy się domyślać.
– Błagam Leo, chociaż raz nie przerywaj…
– To akurat była trafna uwaga Nico. Wszyscy wiemy, że sny nie są fajne!
– No ale jednak! Ja stoję po stronie Nika. Jako przyjaciel nie będę się mu sprzeciwiał.
– O dzięki Will.
– I co pewnie widziałaś, że znów kogoś złapali ble, ble, ble musimy pomóc, ble, ble, ble?
– Ej, nie mów tak do mojej siostry! Bo osobiście się tobą zajmę.
– Półbogowie!
– Bądź cicho Amandea!
– No nie, do bogini się tak zwracasz? Jeszcze pożałujesz Valdez!
– Nie boję się jakiejś małej boginki śpiewania! Jesteś prawie tak samo denerwująca jak Apollo!
– Ach tak? Jeszcze zobaczymy!
– Właśnie zrobiłeś sobie ze mnie wroga Leo. Obraziłeś mojego ojca.
– To twoja rodzina prawie zniszczyła Obóz Herosów!
– Nie mam nic wspólnego z Oktawianem!
Valdez, Amandea i Will zerwali się z krzeseł.
– Ludzie, zbaczacie z tematu! Chociaż chętnie obejrzałbym jakąś ciekawą walkę, nic tu się nie dzieje.
W ekspresowym tempie wszyscy stanęli przed sobą. Każdy z nich miał w rękach broń lub, kiedy jest się dzieckiem Hefajstosa, Leo się zapalił a Harley siedział spokojnie za stołem. Nadal na siebie krzyczeli, jeszcze nigdy nie widziałam takiej kłótni pomiędzy herosami. Dobra, zdarzały się pojedynki na stanie albo upadek pomiędzy pojedyńczymi osobami. Na przykład Clarisse konta Percy, Nico konta Butch Walker, Annabeth konta ktoś od Afrodyty (najczęściej kiedy ten ktoś próbował zrobić jej makijaż) , Lou Ellen kontra Kayla Knowles (mimo talentu łuczniczego Kayli to Lou zawsze wygrywała. Tajemnica Mgły). No ale nie na taką skalę jak tutaj! No i kilka miesięcy temu Reyna kontra Dakota, uczyli się walczyć po grecku.
– Stop! Odkąd Annabeth, Holly i Laurel wyjechały zachowujecie się jak zdziczałe szczury! A wierzcie mi wiem co to znaczy, mam chłopaka zmieniającego się w zwierzęta. Skoro chcemy wygrać, musimy działać jak drużyna! Albo jak dobrze naoliwiona maszyna. – roześmiałam się cicho na myśl o dawnej wyprawie. – Nico, Leo, nie pamiętacie już co stworzyliśmy na tym statku?
– Rodzinę. Ja, ty, Percy, Piper, Frank, Leo, Annabeth. I…
– Jason. Jason którego już nie zobaczymy.
Opadłam na krzesło.
– Co się stało z Jasonem? Nikt mi nie powiedział. Pytałem Piper ale kazała mi spadać.
– Został pokonany w walce z cesarzem Kaligulą. Bronił jej. To z jego prośby budujemy kolejne świątynie w Obozie Jupiter.
– Jason Grace, jeden z największych herosów. Kiedyś Ci opowiem Will.
– Ja chyba wiem co ty chcesz powiedzieć Hazel. Mamy znów stać się jednością. Współpracować jak żuki gnojki pchające kulkę.
– Dokładnie, pomijając żuki gnojki.
– Upfff, przepraszam wszystkich, poniosło mnie. Prawie wezwałem szkieleta, nie chciałem.
– Ja też przepraszam. Nie powinnam się tak zachowywać.
– Czyli się rozumiemy.
– Myślę, że muszę wam powiedzieć co mi się śniło.
Opowiedziałam im cały sen. Nikomu nie poprawił nastroju, a czego mogłam się spodziewać.
– To chyba nie możliwe żeby tak szybko dali się złapać. Nie oni.
– Czekaj… możesz jeszcze raz opisać tego blondyna?
– Jasne włosy do brody, szare oczy, i dziwny rysunek ze znaczkiem. Takie krzywe F.
– Krzywe F. Czemu pamiętam kogoś z takim znaczkiem ale nie wiem kto to jest. Percy… Percy mi o nim mówił… coś związanego z Annabeth… Chase… Chase… Maggie…
– Maggie? Ta z filmu?
– Maggie… Magcośtam…
– A nie Meg? Ta od Demeter, Meg McCaffrey?
– Nie. Blond włosy, szare oczy.
– To brzmi jak piosenka. Blond włosy, szare oczy.
– Proszę Leo, daj pomyśleć. Wielki Myśliwy, Maggie. Grrrr!
– Pokombinuj z Łaciną. To zawsze działa.
– Myśliwy to Chase, Wielki, na Mag, Magnus . Tak! To on, Magnus Chase! Nareszcie!
Artrium przydaje się nie tylko do spania. /Magnus/
Dziewczyny chyba polubiły mój pokój. Kiedy spojrzałem na kuzynkę ledwo stłumiłem śmiech, wyglądała komicznie. Wyobraźcie sobie przyszłego blond architekta który zobaczył pomieszczenie w którym rośnie drzewo, będziecie mieli obraz Annabeth. Doszliśmy do mojego małego artrium i usiedliśmy na trawie. Przez nogę prawie wywaliłem się na T.J.’a.
– Co ci się stało z nogą? Mówiłeś, że tu wszystko się leczy.
– Taaa, no prawie wszystko. Jeśli coś Ci się stanie przez mieszkańca twojego piętra, jest trochę gorzej. Dajesz stary, opowiedz im nasz trening. Mówię wam to było piękne! Sam sobie złamał nogę.
– To było niechcący. Wszystkim zaczęło tak bardzo odbijać po śniadaniu, że urządziliśmy sobie mini walkę. Kiedy już wszystkie okna były wybite zostało tylko nasze piętro. Inni się znudzili i poszli na jakieś zajęcia. Chyba joga, albo ceramika… nie pamiętam. W każdym razie Mallory znów zaczęła wariować i musiałem ją rozbroić pokojem Frejra. Niestety Samira była z nami i kucała obok mnie z toporem w ręku. Wystrzelił z jej rąk prosto w moją nogę. Na szczęście tym tępym końcem.
W rogu pokoju rozświetlił iryfon. Nie wiedziałem, że to tutaj działa. Jedna z brunetek, chyba Holly, poszła zobaczyć kto dzwoni. Chwilkę później wróciła z bananem na twarzy.
– Annabeth – zachichotała – lepiej tam idź. To ktoś do ciebie.
Ann posłała mi spojrzenie mówiące “Glonomóżdżek”. Odpowiedziałem jej “Powodzenia”. No błagam, co innego mogłem powiedzieć? “Mam nadzieję, że nie dostaniesz kotletem” ? Przez telefon nie da się rzucać kotletami. Siedzieliśmy w milczeniu słuchając jak Percy kłóci się z Annabeth. Coś długo to trwało i mój miecz zaczął się niecierpliwić wisząc na mojej szyi. Nie miałem wyboru, musiałem zdjąć wisiorek. Tym sposobem dałem nam nieszczęście: śpiewający miecz nazywający się Jack.
– No dopiero teraz mnie budzisz? Nie zapominaj, że miałeś poprosić Bragiego o napisanie poematu o mnie! Och, mamy gości.
– Kochani, to jest Jack, Miecz Lata, mój gadający miecz. Jack, to są Holly i Laurel a blondynkę znasz.
– Suuuper. A po co tu przyszły? Zaraz muszę iść na spotkanie z garotą Alex więc lepiej mi powiedz..
– To ja je tu zaprosiłem. Wczoraj widziałem coś, czego nigdy nie widziałem i było to związane z nimi.
– No błagam, zabierasz nas z magicznego okrętu na którym odniosłyśmy pierwsze zwycięstwo, do pokoju w ileś tam piętrowym hotelu. A teraz mówisz, że zaraz się wynosimy z jedynego spokojnego miejsca na kolejną wyprawę?
– Tak, on właśnie to powiedział. Nie wierzę, że jesteś moją siostrą.
Holly chciała coś powiedzieć jednak przerwała jej Annabeth. Wyglądała na lekko zaniepokojoną czymś o czym dowiedziała się z rozmowy.
– Percy do nas leci, jest już w Wirginii.
– A to nie dobrze? Dodatkowa pomoc największego herosa stulecia!
– Słuchaj, odkąd wróciliśmy z Tartaru i zakończyliśmy wojnę z Gają coś się w nas zmieniło. Zaczęliśmy bardziej chronić innych, najgorzej jest gdy robimy to razem. Często się ze sobą nie zgadzamy i w końcu nikomu nie pomagamy. Ja po spotkaniu z Arachne mam jeszcze większy strach przed pająkami, czasem widzę je wszędzie. Percy lekko zwariował po tym co widział. Will przychodził do niego co jakiś czas i pomagał mu znów stać się w pełni sobą. Boję się, że zniweczymy misję. Poza tym, jak on się tu znajdzie?
– O to się nie martw. – położyłem jej rękę na ramieniu – Wyślę mu znak żeby czekał na nas w White Park. To blisko, dojdziemy na piechotę. Percy da sobie radę.
Gdzieś podczas rozmowy Jack postanowił polecieć do pokoju Alex i spotkać się z garotą. Zawołałem go i zmieniłem w wisiorek. Idąc w stronę windy ostrzegłem, że wyjdziemy bramą prowadzącą do Morgantown. Pokazałem Percy’emu żebyśmy właśnie tam się spotkali. Zjechaliśmy na dół i powędrowaliśmy do bramy.
Od autorki: Okej, udało mi się mniej, więcej rozpocząć mój zamysł przewodni. To już 5 część! Obym nie straciła zapału do pisania tej “książki”. Na razie zaplanowałam trzy tomy z Obozu Herosów. I jestem taka, że ułożyłam sobie już co się będzie działo w niektórych momentach do których jeszcze daleko. Brawo ja. Trzymajcie się bo niedługo nastąpi coś niespodziewanego….
Dziewczynka_Zza_Szafy którą trzeba zachęcać żelkami do robienia matmy