Obóz Herosów – Każda zmiana ma początek 3

Rozdział 5. Misję czas zacząć. Ach ten entuzjazm.

    Na śniadaniu panowała dość niespokojna atmosfera. Usiadłam przy stoliku z dziećmi Hadesa i zaczęłam myśleć nad składem drużyny. Na pewno pojadą Hazel z Nikiem, słyszałam do czego zdolni są razem, przyda mi się taka dwójka. Kto jeszcze… jakiś obozowicz, który świetnie strzela z łuku. Kayla będzie się opierała, a ja nie chcę brać nikogo na siłę, to może Will Solace? Tak, to będzie dobry wybór. Oczywiście żadna misja nie powiedzie się bez dobrego planu, czyli musi być ktoś z domku Ateny. Annabeth Chase? Nie, pewnie będzie starała się wymigać, była już na wystarczająco trudnych misjach. Malcolm Pace, zastępca, może się udać… ale nie jestem pewna… porozmawiam potem z Annabeth. Przy potworach ważny jest też spryt, co oznacza domek Hermesa. Nie zabiorę im grupowego. Wiem! Cecil będzie doskonały. Ach no i mgła, Hazel się jeszcze uczy, więc potrzeba kogoś doświadczonego, spróbuję z Lou Ellen. To chyba wszyscy. Ale, muszę jeszcze pomyśleć, spakować się ehh…

-Halo, ziemia do Katherine. Tu Nico, słychać mnie?

-Ile razy już tak robisz?

-Jakieś dziesięć. Nad czym tak myślałaś?

-Wybierałam uczestników misji. Co myślicie o Lou Ellen i Cecilu Markowitzie?

-Nigdy dziewczyno! To najgorszy duet. Pozwól, że zajmę się niektórymi sprawami, będzie ci łatwiej. Zresztą nie jestem taka zła we mgle!

-Haha, dobra. To chodźcie do Chejrona, musimy powiedzieć mu kto jedzie.

     Dyrektor obozu czekał na werandzie. Jak on to robi, że jest we właściwym miejscu na czas? Będę musiała go kiedyś o to zapytać. 

-Herosi i bogini. Co za miła niespodzianka! Wybrałaś już załogę, eeee…

-Amandea, to moje prawdziwe imię.

-Ach, dziękuję. To jak? Hm?

-A więc, na pewno jadą ze mną Hazel z Nikiem. To nie podlega dyskusji. Jedzie też Will Solace, bo przyda nam się ktoś, kto potrafi wszystko uleczyć,  ktoś z domku Ateny, Malcolm się nada?

-Na sto procent nie. Weźcie Annabeth, i tak już się dobrowolnie zgodziła. Ktoś jeszcze?

– Tak, Hazel zaraz ma tu przyjść z jednym z członków załogi.

– Nie wiem, potrzeba nam kogoś jeszcze? Rachel podała coś bardziej konkretnego niż ta zwariowana przepowiednia w której mam usnąć i znając Olimpijczyków, po której  będzie już trzecia wielka bitwa?

-Przygotuję najlepszych obozowiczów. – pomyślał chwilę – Dojdą do was dwie, może trzy osoby.

Hazel wyłoniła się zza rogu idąc z chłopakiem o lekko elfich rysach, któremu co chwilę dawała kuksańca.

-Ludziki! Nie wiecie jak się cieszę, że jadę z wami! Mogę wziąć Festusa z pokład? 

-Co? Pokład?

-No a jak! Odbudowałem Argo II, tak przy okazji, jestem Leo Valdez! Największy śmieszek wśród herosów!

-Jestem Amandea, miło cię poznać. Prowadź do statku i, Chejronie, mógłbyś powiedzieć innym, żeby się przygotowali i poszli na Wzgórze Herosów?

-Już się robi Amandeo.

-Dziękuję.

 Pognałam za Valdezem, który był już daleko. Prowadził mnie do północnego lasu w kierunku bunkra 9. Czy on naprawdę tam trzyma mechanicznego smoka? Nie wiem. Zobaczymy. Weszliśmy do środka i stanęłam jak wryta. Na samym środku wielkiego pokoju stał drewniano – stalowy statek z detalami zrobionymi z niebiańskiego spiżu. Z boków wystawały wiosła, a na burtach wisiały spiżowe tarcze. Figura dziobowa była w kształcie głowy smoka obłożonej złotymi płachtami metalu. Zauważyłam, że statek ma wszystkie potrzebne rzeczy aby i latać, i pływać.

-Idziesz? Czy będziesz tam tak stała kiedy my będziemy na misji?

-Już, już idę. Po prostu ten statek jest wspaniały.

-Dzięki! To jak? Gotowa na przygodę?

-Nie.

-Brawo, tak właśnie mówią prawdziwi herosi.

 Weszłam na pokład i skierowałam się za Leonem, który powiedział, że pokaże mi gdzie co jest. Moja kajuta była tuż obok Hazel i Annabeth. Ucieszyłam się, że będę miała obok kogoś znajomego. Mesa była gigantyczna, po bokach wisiały ekrany przez które było widać co się dzieje w obozie, nawet jeśli jesteś na drugiej półkuli. Na samym końcu pokładu były stajnie i maszynownia, która była tak jakby sypialnią Leona. Cały pokład był idealnie dostosowany do użytku. Był to chyba jedyny taki statek w swoim rodzaju. Kiedy już wszystko obeszliśmy syn Hefajstosa wystartował i polecieliśmy nad obozem do wzgórza Herosów. 

    Wylądowaliśmy przy sośnie Thalii, gdzie czekali już na nas członkowie załogi z Chejronem. Nico, Hazel, Annabeth, Will i trzy osoby których nie znałam. 

-Nico! Pamiętaj, żeby nie używać zbyt wiele podziemnej magii! Jeszcze nie jesteś w pełni sił! A jeśli się dowiem, że to jednak robiłeś, zamknę cię w kajucie i nie wyjdziesz!

-Dobra, dobra! Ty też jedziesz, więc się uspokój!

-Oboje się ogarnijcie! Jeśli tak będzie na wyprawie, to ja wysiadam! Nie wiem jak inni, ale wtedy Holly Victor znika.

-Półbogowie, błagam was o spokój. “Argo II” już tu jest, musicie wsiadać. Och, Amandeo musimy chwilkę porozmawiać.

-Oczywiście, już idę.

Odeszliśmy na bok do chłopca, który wyglądał na jakieś osiem, dziewięć lat.

-To jest Harley. Chce lecieć z wami, towarzyszyć bratu którego sprowadził do domu. Ma jednak dopiero osiem lat… nie wiem, czy się zgodzisz.

Przyjrzałam się małemu i stwierdziłam, że nawet jak na ośmiolatka wygląda jak prawdziwy półbóg, chcący zostać herosem.

-Jeśli naprawdę chce, to niech poleci. Wygląda naprawdę jak wojownik, a jeśli coś się nie uda, to mamy Willa i świetną nauczycielkę sztuk walki, więc jakoś damy radę.

-Tak! Tak, dzięki!

-Hahah, chodź już, pora rozpocząć misję. 

– A, i Amandeo te dwie dziewczyny, które z wami wysłałem. To Laurel i Holly, łatwo je rozpoznać. Powodzenia.

Po tych słowach zbiegł do obozu zostawiając nas z przepowiednią, która zdążyła już znaleźć sobie przydomek “przepowiedni nadziei”. Oby nam się udało. Zagoniłam wszystkich na pokład i polecieliśmy szukać przygody. Która właściwie prędzej znajdzie nas, niż my ją.

Rozdział 6. Nowa rzecz gorsza od zamknięcia przez kilka tysiącleci w pokoju 

Moja pierwsze wrażenie przed rozpakowywaniem to “nie damy rady”, jednak gdy wszyscy zebrali się w mesie na zebranie, wyglądaliśmy, jak zgrana drużyna. Chciałam usiąść obok Annabeth, ale ona odpędziła mnie krzycząc “Ejejejej, ty siedzisz u szczytu stołu. Jesteś najważniejsza w tej misji”. Ja oczywiście musiałam jej powiedzieć, że jesteśmy tak samo ważne, każdy półbóg jest ważny. Ale i tak usiadłam tam, gdzie powiedziała. 

-Dobra, witajcie wszyscy na “Argo II”. Niektórzy z was, tak jak Annabeth, mieli już okazję lecieć tym statkiem na misję, dzięki której wszyscy żyjemy. Teraz przyszła pora, aby ci nie zauważani przez innych obozowicze uratowali świat. Bo to właśnie w nich jest największa siła, bez obrazy oczywiście. Ze względu, że nie wszyscy z was byli na posiedzeniu grupowych, przeczytam jeszcze raz przepowiednie. Ateny potomkini pozna prawdę całą, do nowych przyjaciół będzie bramą. Bogini przemilczy całe przesilenie letnie, u stóp kamienia w głęboki sen zaśnie. Jeśli dwoje z drużyny stracą, wielką cenę za to zapłacą. 

-Takie pytanie? Gdzie my właściwie teraz lecimy?

-Leo? Właśnie, gdzie my lecimy?

-Nie wiem. 

-I to jest właśnie twój plan Valdez? Jako córka Ateny nie pochwalam tego wyboru. 

-A propo’s Annabeth, wiesz może, o co chodzi z do nowych przyjaciół będzie bramą

-Ja… chyba wiem. Nie jestem pewna, ale… możliwe, że chodzi o mojego kuzyna. Jest einherajim, wojownikiem Odyna.

-O-kogo? Wiesz, że ja z siostrą rzadko czytamy.

-Odyna, Nordyckiego króla bogów. Wracając do mojego kuzyna, nazywa się Magnus jest synem Frejra, boga lata, taki Apollo bez muzyki. Umarł w walce z ognistym potworem chroniąc śmiertelników. Spadł z mostu, razem z potworem. Samira Al-abbas, walkiria, zabrała go do zastępów Odyna. 

-Zaraz, zaraz. On nie żyje, a ty masz z nim kontakt? Człowieku, ja się ciebie boję!

-Może przechodzić pomiędzy światami. Jednym z nich jest właśnie wymiar śmiertelników, w którym jesteśmy my. 

-Gdzie możemy znaleźć tego Magnusa? Tam się skierujemy.

– Boston. Tam go znajdziemy, muszę tylko się z nim skontaktować.

-Dzięki Annabeth! Już wiem, gdzie szukać na wpół umarłego kuzyna mojej kuzynki! Idę ustawić ster. 

-Ja biorę pierwszą wachtę. Potem pójdzie  Will, Nico, Hazel, Annabeth i Leo a w nocy będą pilnowały Lauren z Holly, oczywiście na zmianę. Harley nie będzie miał tego obowiązku. Kończymy spotkanie, musicie się wyspać przed jutrem.

Niestety nikt nie zdążył usnąć. A wszystko przez gromadkę natrętnych bogów gór. Całym statkiem trzęsło tak mocno, że dojście na górny pokład zajęło nam jakieś piętnaście minut. Leo przypiął się do panelu kontrolnego liną i próbował utrzymać “Argo II” w poziomie. Zewsząd nadlatywały kamienie i głazy, no i jeśli mi się nie przewidziało, to było też kilka kóz. 

-Co to, na Bogów Olimpijskich, jest!?

-Bogowie gór! Już ich kiedyś z Leonem spotkaliśmy, nie było to najmilsze. Z nimi nie da się walczyć, nie mają cielesnej postaci, to po prostu góry, które się buntują i tak jakby sobą strzelają!

-Dobra! Lauren, Harley i Will na prawą burtę, Annabeth, ja i Holly na lewą. Hazel z Nikiem, chrońcie Leona i środkowy pokład! Niech wszyscy starają się niszczyć te skały! Leo wyprowadź nas stąd!

Nikt nie protestował, półbogowie rozpierzchli się na wszystkie strony i robili, co w swojej mocy, aby statek miał jak najmniej zniszczeń. Nie było to łatwe zadanie, bo kamienie nadlatywały ze wszystkich stron. Nico strzelał w kamulce łańcuchami mroku i odsyłał je do Tartaru, Hazel przesyłała je za pomocą mgły za statek, a reszta z nas strzelała pociskami z cesarskiego złota i niebiańskiego spiżu, robiąc przy tym tyle rozbłysków, że z daleka pewnie wyglądaliśmy jak wielka fajerwerka. Po godzinie skończyły się nam pociski, więc musieliśmy w większości polegać na mgle Hazel i mieć nadzieję, że Nikowi nie skończą się wkrótce łańcuchy. Wszyscy biegali po pokładzie, wykorzystując wszystkie pomysły, jakie im wpadły do głów, aby ustabilizować statek i może znaleźć tajny składzik Leona z wybuchowymi petardami.

-Annabeth! Jak ich wcześniej pokonaliście?

-Nie pamiętam! Chyba magicznym głosem Piper. Niestety jej tu nie mamy!

-Nie szkodzi! Spróbuję się z nią porozumieć iryfonem!

Pobiegłam do kajuty i wyciągnęłam złotą drachmę. wykorzystałam lusterko do zrobienia tęczy. Podrzuciłam monetę i wrzasnęłam.

-Irys, bogini tęczy! Przyjmij moją ofiarę! Pokaż mi Piper McLean!

Nic się nie stało. Albo ciocia Tęcza ma przerwę, albo znów dzieje się coś z komunikacją. Oby to pierwsze. Wróciłam na pokład i nagle wpadła mi do głowy genialna myśl.

-Hazel, pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Spróbuję zrobić to samo z kamieniami!

-Wątpię, żeby to się udało, ale trzeba próbować wszystkiego! Powodzenia!

W tej samej chwili zza tyłu statku wyleciał wielki głaz. Nawet łańcuchy Nica nie dałyby rady go objąć. Wbiegłam na budkę nad panelem sterowania, przypomniałam sobie wszystkie te chwile kiedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie tylko ze wstydu lecz również dla dobra Erosa i Psyche. Teraz musiałam to zrobić dla mojej nowej rodziny. Krzyknęłam tak mocno że wszystkie kamienie znikły a bogowie gór nie wypuszczali już ani kamieni, ani kóz. Obejrzałam się do przyjaciół, wszyscy zastygli w najróżniejszych pozach i tylko mrugali. Pierwszy ogarnął się Solace, od razu obiegł do Nica i Hazel. Mruknął coś pod nosem oraz posłał mi spojrzenie z serii “nakrzyczę na ciebie później”. Odpowiedziałam mu “Ej, nie moja wina”.  Harley z Lauren nie mieli chyba pojęcia co robić, bo zemdleli na miejscu, a Leo szamotał się w swojej linie.

-Czemu lina? Jest wiele innych pożytecznych rzeczy do przywiązania się. 

-Spanikowałem. A lina do bungee się nie sprawdza, już próbowałem.

Holly zamilkła i spojrzała na swoją piżamę. 

-Musimy odwiedzić po drodze sklep z ubraniami.

Syn Apollina zaczął chodzić i oglądać tych, którzy zemdleli. Mamrotał pod nosem coś o zapasach leków i rzeczy, o których nie mam najmniejszego pojęcia. 

-Będziesz miał dużo roboty.

-AU! Co to jest?

Z ramienia Nica sterczała mała strzałka. Była obwiązana czerwonym sznureczkiem, a z boku wisiała karteczka. Ci, którzy zemdleli, podnieśli się.

-Daj mi to Nico. – podał mi strzałkę. – “Poradziliście sobie, ale to dopiero początek. Spotkajmy się w Wirgini Zachodniej, a może damy wam potrzebne informacje. Bez nich wam się nie uda. Niech przyjdzie ”

-Że co? Najpierw “lećcie do Bostonu” a teraz mam kierować nas na Wirginie? Jak tak, to sami sobie ryzykujcie, ja jestem tu, mimo że nie powinienem. Powinienem być teraz w Hadesie, uratowało mnie lekarstwo lekarza, mimo że je zniszczyłem i wiedziałem, że muszę się poświęcić, aby uratować świat i zniszczyć Gaję. Zawsze byłem tylko piątym kołem u wozu, nie byłem potrzebny.

-Leo, słyszałeś co przeczytała Amandea. Ja nie zamierzam stchórzyć. Odkąd skończyłam siedem lat, całe moje życie to trening, trening i trening. Dopiero, gdy miałam dwanaście lat, do obozu przybył Percy, wtedy mogłam wyjść poza bramę i poznać świat. Niejednokrotnie przebyłam całe stany dla dobra misji. Podtrzymywałam nieboskłon, wędrowałam po Labiryncie, walczyłam z Kronosem u boku herosów, cierpiałam przez te osiem miesięcy, kiedy Hera odebrała mojemu chłopakowi pamięć i przeniosła go do innego obozu, pokonywałam własne słabości, poszłam za znakiem Ateny i przezwyciężyłam klątwę dzieci mądrości, zepchnęłam Arachne do Tartaru i przeszłam przez niego, mając jedynie poroże jelenia do obrony i Percy’ego, który za każdym razem, kiedy zwątpiłam w cel naszej misji, dodawał mi otuchy, chciał jak najlepiej dla mnie i całego świata, ale przede wszystkim zawsze pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha i że mu na mnie zależy. A teraz kiedy cały świat jest w niebezpieczeństwie, wszystko to co uratowaliśmy i to co prawie kosztowało cię życie, może się zawalić, ty chcesz się poddać, bo musimy zawrócić?! Ja dotrę do celu przeciw wszystkiemu, aby chronić to, co kocham: Percy’ego, obozowiczów, wszystkich herosów na świecie, Chejrona, oba obozy, śmiertelników, jeziora, lasy, wszystko to, dzięki czemu żyję i mogę żyć dalej, zwierzęta, drzewa i inne stworzenia niejednokrotnie dawały mi schronienie. Nie mam zamiaru zostawić teraz wszystkich satyrów, driad, nimf, gryfów, lar i duchów przyrody na pastwę losu. Kto jest ze mną i chce ratować świat, niech podniesie rękę i wie, że nie pożałuje. Bo tu stawką jest życie nasze i innych, czyli to, co najważniejsze. Ja nie daję nagród, bo nagrodą jest życie, nagrodą są przyjaciele i rodzina. A rodzina nie kończy się na krwi, to też przyjaciele, wszystko, do czego mamy szacunek, jest naszą rodziną. 

Powiedziała Annabeth na jednym wydechu. Bez wahania podniosłam rękę, moim przykładem poszli też Nico, Hazel, Holly, Lauren i nawet mały Harley. Wszyscy podeszliśmy do córki Ateny i stanęliśmy za nią. 

-Wybacz Leo, że zostajesz sam, ale ja też zamierzam brnąć dalej. Apollo się nie poddał, gdy walczył z Pytonem, ja zrobię tak jak on. Bo jestem jego synem, Willem Solace. I wiem, że moim przeznaczeniem jest brać udział w tej wyprawie i zwyciężyć. Zwyciężyć wraz z przyjaciółmi.

Po tych słowach dołączył do naszej grupki. Do naszego małego legionu. Nie miałam pojęcia co zrobi Leo, ale miałam nadzieję, że nie odleci na Festusie. Głośno westchnął i powoli zaczął mówić.

-Annabeth ja…ja nie wiem, czemu to powiedziałam. Nie powinienem, przepraszam. Już ustawiam ster na Wirginię. Będziemy tam jutro rano. W ramach przeprosin wezmę całą nocną wachtę.

Skierował się w stronę paneli sterowania i zaczął coś przy nich majstrować. Wszyscy poszli do kajut, na pokładzie zostałam tylko ja z synem Hefajstosa. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.

-Dziękuję…przyjacielu. I… ty jesteś nam potrzebny Leo. 

Potem odeszłam odpocząć po tym pierwszym dniu podróży.